czwartek, 26 stycznia 2012

26.01, Męczeństwo świętego Polikarpa biskupa Smyrny [fragmenty]



Męczeństwo świętego Polikarpa biskupa Smyrny [wybór]

Kościół Boży w Smyrnie do Kościoła Bożego w Filomelium i do wszystkich gmin świętego i powszechnego Kościoła, gdziekolwiek się znajdują: miłosierdzie, pokój i miłość Boga Ojca i Pana naszego Jezusa Chrystusa niechaj będą udzielone wam obficie.

Piszemy wam, bracia, o tych, co ponieśli śmierć męczeńską, i o błogosławionym Polikarpie, który przez męczeństwo swoje położył niejako pieczęć na prześladowaniu i przyczynił się do jego zakończenia. Niemal wszystkie wcześniejsze wydarzenia do tego właśnie zmierzały, by Pan mógł nam pokazać raz jeszcze męczeństwo według Ewangelii. Polikarp, podobnie jak Pan, czekał aż zostanie wydany, i my również powinniśmy go w tym naśladować, mając na oku zawsze nie tylko własny pożytek, ale i pożytek naszych bliźnich. Świadczy to bowiem o miłości prawdziwej i rzetelnej, jeśli chcemy nie tylko samych siebie zbawić, lecz także i wszystkich naszych braci.

[...]

Rozciągano ich na ostrych muszlach i zadawano najrozmaitsze inne wyszukane tortury, by – jeśli to możliwe – skłonić ich do zaparcia przez przedłużającą się mękę.

Wiele sztuczek wymyślił przeciw nim diabeł, lecz dzięki Bogu nikogo z nich nie przemógł. Wielce szlachetny Germanik umacniał ich nieśmiałość własną wytrwałością. Zasłużył też sobie na podziw w walce z dzikimi zwierzętami. A kiedy prokonsul chcąc go przekonać powiedział mu, że lituje się nad jego młodością, Germanik przyciągnął do siebie bestię i podrażnił ją, aby jak najszybciej porzucić to życie w świecie niesprawiedliwości i bezprawia. Wówczas cały tłum, zadziwiony odwagą świętego i zbożnego plemienia chrześcijan, zaczął krzyczeć: „Precz z bezbożnikami! Sprowadźcie Polikarpa!”

Jeden z nich jednak, imieniem Kwintus, Frygijczyk niedawno przybyły z Frygii, uląkł się na widok zwierząt. To on dobrowolnie zgłosił się sam [jako chrześcijanin] skłaniając do tego jeszcze kilku innych. I jego prokonsul namówił usilnymi prośbami, żeby złożył przysięgę i ofiarę. Dlatego też bracia, nie pochwalamy tych, co sami się zgłaszają, gdyż nie tak naucza Ewangelia.

[...]

A na trzy dni przed aresztowaniem miał [Polikarp] na modlitwie widzenie: zobaczył swoją poduszkę spaloną doszczętnie w ogniu. I zwróciwszy się do swoich towarzyszy powiedział im: „Mam być spalony żywcem”.

[...]

Było to w piątek, w porze wieczerzy – konni policjanci, tak samo jak zwykle uzbrojeni, wyprawili się [na Polikarpa] jak na zbójcę. Późno wieczorem wtargnąwszy wszyscy razem, znaleźli go odpoczywającego w małej izdebce na piętrze. I stamtąd mógł jeszcze przejść do innego majątku, lecz nie chciał, bo powiedział: „Niech się stanie wola Boża”. 

[...]

Wyjechał mu na spotkanie naczelnik policji, Herod, wraz ze swym ojcem Niketesem. A zaprosiwszy do swego powozu, starali się go przekonać i mówili: „Cóż to złego powiedzieć: Cezar jest Panem, złożyć ofiary, spełnić inne rzeczy z tym związane i w ten sposób ocalić sobie życie?” On z początku nic im nie odpowiedział, a gdy nalegali, rzekł: „Nie zrobię tego, co mi radzicie”. Oni zaś, widząc, że nie zdołali go przekonać, powiedzieli mu wiele rzeczy obraźliwych i tak szybko wyrzucili z powozu, że wysiadając zranił się w nogę. Nie odwróciwszy się nawet, jakby nic się nie stało, szedł naprzód żwawo, w kierunku amfiteatru, a na stadionie był taki zgiełk, że nie można było nawet usłyszeć, gdy ktoś chciał coś powiedzieć. Kiedy zaś Polikarp wchodził na amfiteatr rozległ się głos z nieba: „Odwagi Polikarpie, i bądź mężem”. Nikt nie widział tego, kto mówił, ale ci z naszych, którzy byli tam obecni, głos słyszeli.

[...]

Prokonsul kazał go stawić przed sobą i zapytał, czy to on jest Polikarpem. Gdy Polikarp potwierdził, usiłował go nakłonić do zaparcia się mówiąc: „Miej szacunek dla twego wieku” i inne rzeczy podobne, jak to zwykle w takich wypadkach mówią: „Złóż przysięgę na szczęście [bóstwo opiekuńcze] Cezara, zmień zdanie, powiedz: Precz z bezbożnikami!” Polikarp zaś skierował surowe spojrzenie na cały ów tłum bezbożnych pogan zgromadzonych w amfiteatrze a pogroziwszy im ręką, westchnął i wznosząc oczy ku niebu powiedział: „Precz z bezbożnikami!” A gdy prokonsul nalegał i mówił: „Przysięgnij, a uwolnię cię, przeklnij Chrystusa!”, odrzekł mu Polikarp: „Osiemdziesiąt sześć lat Mu służę, a nic złego mi nie uczynił. Jakże mógłbym lżyć mojego Króla, który mnie zbawił?” Gdy on nadal jeszcze nalegał powtarzając: „Złóż przysięgę na szczęście [bóstwo opiekuńcze] Cezara”, Polikarp odparł: „Jeśli wyobrażasz sobie, że złożę przysięgę, jak powiadasz na szczęście [bóstwo opiekuńcze] Cezara, jeśli udajesz, że nie wiesz, kim jestem, posłuchaj, [co oświadczam] otwarcie: Jestem chrześcijaninem. Jeśli zaś chcesz poznać naukę chrześcijańską, daj mi jeden dzień i posłuchaj mnie”. Prokonsul powiedział: „Przekonaj lud”. A Polikarp: „Z tobą jestem gotów dyskutować. Nauczono nas bowiem władzom i zwierzchnościom ustanowionym przez Boga okazywać stosowny szacunek, jeśli to nie przynosi nam szkody. Tamtych jednak nie uważam za godnych, żeby przed nimi się bronić”. Na to prokonsul: „Mam zwierzęta, im cię rzucę, jeśli nie zmienisz zdania”. Polikarp odparł: „Sprowadź je, bo niemożliwa jest dla nas taka zmiana zdania, która by prowadziła od lepszego do tego, co gorsze, dobrze zaś jest zmieniać, by przejść od złego do sprawiedliwości”. A prokonsul znowu: „Ogniem cię każę spalić, skoro gardzisz dzikimi zwierzętami, jeśli nie zmienisz zdania”. Polikarp zaś powiedział: „Grozisz mi ogniem, który płonie przez chwilę i po niedługim czasie gaśnie. Nie wiesz bowiem nic o ogniu przyszłego sądu i wiecznej kary, jaki przygotowany jest dla bezbożnych. Ale dlaczego zwlekasz? Dalej, rób co chcesz!”

[...]

„Oto nauczyciel Azji, ojciec chrześcijan, burzyciel naszych bogów. To on uczy tylu ludzi, żeby nie składali ofiar i nie kłaniali się [bogom]”. Mówiąc to wydawali okrzyki i żądali od azjarchy Filipa, żeby wypuścił lwa na Polikarpa. On jednak odparł, że nie ma prawa [tego uczynić], bo skończyły się już walki zwierząt. Wtedy wpadli na pomysł, żeby wołać jednogłośnie: „Spalić Polikarpa żywcem!” 

[...]

Związany, z rękami na plecach, był niby piękny baranek, wybrany z wielkiego stada na ofiarę, na całopalenie miłe Bogu. Podnosząc oczy ku niebu powiedział: „Panie, Boże wszechmogący, Ojcze Twego umiłowanego i błogosławionego Syna, Jezusa Chrystusa, przez którego pozwoliłeś nam się poznać, Boże aniołów i mocy, Boże wszelkiego stworzenia i całego plemienia sprawiedliwych, którzy żyją w Twojej obecności: Błogosławię Cię, że uznałeś mnie godnym tego dnia i tej godziny, kiedy to, zaliczony do Twoich męczenników, dostępuję udziału w kielichu Twego Chrystusa, abym mógł też zmartwychwstać na życie wieczne duszy i ciała w nieskazitelności Ducha Świętego. Obym razem z nimi został dziś przez Ciebie przyjęty jako ofiara tłusta i Tobie miła tak, jak ją Sam przygotowałeś, z góry objawiłeś i wypełniłeś Ty, Bóg prawdziwy i nie znający kłamstwa. Dlatego też za wszystko Cię chwalę, błogosławię, wielbię przez Arcykapłana wiecznego i niebieskiego, Jezusa Chrystusa, Twego Syna umiłowanego, przez którego Tobie z Nim razem i z Duchem Świętym chwała i teraz i na przyszłe wieki. Amen”.

Kiedy już posłał do nieba to „Amen” i zakończył modlitwę, ludzie zajmujący się stosem podpalili ogień. Rozbłysnął wielki płomień i ujrzeliśmy rzecz przedziwną, my, którym było to dane zobaczyć, i którzy zostaliśmy zachowani, aby innym rozgłaszać to, co się stało. Płomień utworzył coś na kształt sklepienia, coś jak wydęty wiatrem żagiel statku, i niby murem otoczył ciało męczennika. I był on w środku nie jak palące się ciało, lecz jak chleb wypiekany, lub złoto czy srebro próbowane w ogniu. A poczuliśmy też rozkoszny zapach jakby dymu kadzidlanego lub innych drogocennych wonności.

W końcu widząc, że ogień nie może zniszczyć jego ciała, bezbożnicy wezwali konfektora, aby przyszedł i przebił go mieczem. A gdy on to uczynił, wypłynęło takie mnóstwo krwi, że aż ogień został ugaszony i cały tłum się zdumiał, widząc, jak wielka jest różnica między niewiernymi a wybranymi. Do nich to właśnie należał godny najwyższego podziwu Polikarp, który był apostolskim nauczycielem naszych czasów, obdarzonym darem proroczym, biskupem Kościoła powszechnego w Smyrnie. Każde słowo jakie wyszło z ust jego, albo się już spełniło, albo się jeszcze spełni.

Co Wam mówię w ciemnościach, opowiadajcie w świetle,
a co usłyszycie na ucho, głoście na dachach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz